Była pewna, że uratowała szczenię. Gdy podrosło, okazało się, że nie jest zwykłym psem
Jayne Guiney mieszka na co dzień w niezbyt dużym miasteczku Wandiligong, w Australii. Jednego dnia kobieta dokonała na swoim podwórku niecodziennego odkrycia. W ogrodzie beztrosko leżało sobie niewielkie stworzenie.
Na pierwszy rzut oka Jayne uznała, że zwierzęciem musi być albo zagubiony szczeniaczek, albo maleńki lisek. Nie miała pewności, co to za gatunek.
Obudziłam się i wyszłam na zewnątrz, bo zdawało mi się, że słyszę za domem jakieś odgłosy. Słuch mnie nie mylił, bo w ogrodzie dostrzegłam małe zwierzę. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam w jego stronę ręce. Nie stawiał opory, więc go podniosłam. Wtedy on wtulił się w moje ramiona. Pomyślałam, że może to być may lisek, bo miał dość szpiczastą mordkę, ale z drugiej strony, do złudzenia przypominał szczeniaczka – relacjonuje Jayne
Czy to szczeniak czy może jednak lisek?
Kobieta przez weekend troszczyła się o tego małego szkraba. Kiedy wraz z początkiem tygodnia otwarto klinikę, bezzwłocznie pojechała do weterynarza. Lekarz z Australian Dingo Foundation (organizacji non-profit) nawet się nie zastanawiając, odrzekł, że to nie jest zwykłe szczenię.
Znalezionym stworzeniem był Dingo australijski. To przedstawiciel rodziny psowatych, który zamieszkuje tereny Australii i Nowej Gwinei. Jest bardzo podobny do psa domowego, jednak wyróżnia go inna budowa czaszki i brak umiejętności szczekania.
Znaleziony przez Jayne dingo miał około 5 tygodni. Otrzymał na imię Wandi. Po wstępnym badaniu udało ustalić się, że został porwany od rodziny przez drapieżnego ptaka. Wskazywały na to rany znajdujące się na jego plecach.
Wandi trafił w dobre ręce
Był zbyt mały, aby bez problemu zrozumieć zachowania dingo. Dlatego w sanktuarium, do którego trafił, miał towarzystwo innych stworzeń tej samej rasy co on. Mógł się im przyglądać i naśladować ich zachowania. Tym samym zyskał nowych towarzyszy, z którymi zabawa nie miała końca.
Dingo australijski różni się od domowych i dzikich psów. Nie szczeka, tylko wyje żeby komunikować się z innymi osobnikami, zwłaszcza w trakcie sezonu lęgowego. Młode przychodzą natomiast na świat tylko zimą. Zwierzęta te nigdy nie zostały udomowione. Żyją na wolności i same potrafią o siebie zadbać. Nie potrzebują ingerencji człowieka – wyjaśnił Kevin Newman, wolontariusz Australian Dingo Foundation
Wielu Australijczyków postrzega te zwierzęta jako zagrożenie dla rolnictwa. Chodzi o polowanie na owce. Ale to nieprawda. Dingo nie potrafią przetwarzać tłuszczu owiec, dlatego się nimi nie żywią. Mimo to w wielu rejonach Australii zastawia się na nie pułapki. Szkoda, że ludzie postępują tak pochopnie, gdyż Dingo pełnią bardzo ważną rolę w naszym ekosystemie
Wandi wraz z każdym dniem staje się starsza i silniejsza. Pewnego dnia zostanie częścią programu hodowlanego fundacji. Na tę chwilę może jednak cieszyć się z beztroski młodości ?