Kupili słodkiego szczeniaczka. Weterynarz widząc go na pierwszej wizycie zawiadomił policję
Każdy z nas wie, że zwierzaki różnią się między sobą nie tylko jeśli mowa o gatunkach, ale także między rasami. Na przykład Yorka cechuje drobna budowa ciała. Ma nieco dłuższe włosy, ale bardzo krótkie i małe łapki. Umaszczenie najczęściej brązowo-czarne. Jesteśmy w stanie złapać go za pomocą jednej ręki. Natomiast dalmatyńczyk, jest całkiem spory. Cechuje go białe umaszczenie w czarne cętki. W życiu nie podnieślibyśmy go jedną ręką.
Zwierzęta wyglądają nieco inaczej kiedy są młode i kiedy osiągną już pełną dojrzałość. Zmienia się nie tylko ich wygląd, ale też charakter. Przekonała się o tym pewna kobieta. Wraz z rodziną od zawsze marzyła o posiadaniu psa rasy mastif tybetański. Zwierzak osiąga znaczne rozmiary, a także cieszy się puszystą sierścią.
Marzenie zostało zrealizowane
W końcu marzenie się spełniło. Zakupiony szczeniak trafił do domu. Zgodnie z informacjami od sprzedającego, posiadał on wszelkie niezbędne badania i szczepienia, więc nie było w najbliższym czasie powodu do wizyty u weterynarza. Czas upływał, a szczeniak rósł. Z każdym tygodniem stawał się coraz większy. W końcu nadszedł dzień, w którym to maluch trafił do weterynarza. Jakie było zdziwienie właścicieli, gdy lekarz na widok pupila natychmiast zadzwonił na policję.
Czy to aby na pewno mastif tybetański?
Rodzina, która zdecydowała się na zakup szczeniaka, długo o nim marzyła, a wcześniej nie posiadała żadnego psa. Dbała więc o nowego członka rodziny jak tylko potrafiła. Po niedługim czasie ktoś zauważył, że pies rośnie zdecydowanie za szybko i zjada zdecydowanie za dużo jak na szczeniaka.
Kolejny niepokojący sygnał
Jednego dnia właścicielka przeżyła szok. Zauważyła, że jej domowy pupil zamiast przemieszczać się na czterech łapach, robi to tylko na dwóch tylnych. Nikt nie uczył go takiej sztuczki. W dodatku nie wyglądał, jakby się przy tym męczył. Wyglądało to jakby było dla niego zupełnie naturalne. Rodzina podjęła wówczas decyzję o zabraniu czworonoga do weterynarza.
Wizyta w gabinecie
Weterynarzowi wystarczyło kilka minut, aby zrozumieć, że zwierzę, które rodzina uważa za psa, wcale nim nie jest. Tak naprawdę był to niedźwiedź himalajski – gatunek zagrożony wyginięciem. Ponieważ miś ten jest szczególnie ceniony na czarnym rynku, lekarz natychmiast zawiadomił o sytuacji policję. Właścicielka zaproponowała, że chętnie oddadzą niedźwiedzia do zoo, sama była skołowana całą sprawą. Niestety, zoo odmówiło, tłumacząc się brakiem wolnych miejsc.
Dalszy los niedźwiedzia himalajskiego
Kobiecie udało się skontaktować z fundacją, która zabrała misia do centrum dzikiej przyrody. Pracownicy nie do końca wiedzieli, jak mają się nim zajmować. Z jednej strony był dzikim i niebezpiecznym zwierzęciem. Natomiast z drugiej w końcu od małego był chowany jak pies, wśród rodziny. Zwierzaka poddano rehabilitacji i przystosowaniu do naturalnego środowiska, by w przyszłości mógł zostać wypuszczony na wolność.