×

Znalazła umierającego psa na ulicy. Pomogła mu, ale kto by pomyślał, że i tak później go odda…

Billy nie wyglądał dobrze… Był zaniedbany i cierpiał. Zobaczyła go pewna kobieta w pobliżu torów kolejowych w Grecji. Opublikowała jego zdjęcia w sieci w nadziei, że znajdzie dla niego nie tylko dom, ale i uda się dojść do tego, kto dopuścił się czegoś tak okrutnego. Gdyby nie jej gest, pies na pewno umarłby z wycieńczenia i głodu.

Reklama

O tym biedaku dowiedziała się Valia Orfanidou, która prowadzi domową organizację ratowniczą „The Orphan Pet”.

Wyciąga rękę do zwierząt w podobnym stanie. Pielęgnuje, rehabilituje, przywraca zdrowie, trenuje, szuka im domu i obserwuje, jak jej podopieczni wiodą nowe, szczęśliwe życie.

Billy był w ciężkim stanie, dlatego potrzebował 2 miesięcy, aby dojść do siebie.

Na samym początku był bardzo spragniony i chciał jeść nawet do 4 razy dziennie. Dużo spał, ale wiedziałam, że tego właśnie potrzebował. Czułam się tak, jakby był skarbem, o który muszę się troszczyć i co chwilę doglądać, czy wszystko z nim w porządku. Wiele osób, które czytało jego historię, pytało się mnie, dlaczego go nie zatrzymam u siebie: „Po tym wszystkim, co razem przeszliście, teraz chcesz go porzucić?” Ja za każdym razem odpowiadałam tak samo…

Pewnego dnia, gdy Billy był już u Orfanidou, napisała do niej Emma, ​​która śledziła historię Billy’ego od pierwszego dnia.

I mimo, że dzieliło nas ponad 2000 kilometrów, wiedziałam, że muszę pożegnać się z Billym, bo tak było fair. Emma była pierwszą osobą, która napisała w tej sprawie. Chciała adoptować pieska, a ja nie mogła stanąć na drodze do jej szczęścia. Pożegnanie na lotnisku było jedną z najgorszych rzeczy w moim życiu. Zdjęcie uśmiechniętego Billy’ego cały czas jest na moim pulpicie w komputerze, telefonie, a nawet na Facebooku. I choć było mi bardzo źle, to wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby Billy miał najlepszy dom na świecie. Kiedy patrzę na jego aktualne zdjęcia, widzę radość i bezpieczeństwo. Mój Billy był tym malutkim, przerażonym i chorym stworzeniem, którym zajęłam się na początku. Pielęgnowałam go, leczyłam, ale i trenowałam. To są moje przeżycia i nikt mi ich nigdy nie odbierze.

Przepiękny gest kobiety, która poświęciła swój czas, energię i dała wiele miłości, aby to maleństwo mogło dojść do siebie. Wzruszająca historia…

Reklama

Może Cię zainteresować